WOJNA I POKÓJ

Plus dwadzieścia trzy. Maj. Okno. Szyba. Okno. Wspomnienia wciśnięte między tym, co na zewnątrz, a tym, co tutaj, w środku. Tym, co było, a tym, co jest. Wojna i Pokój. Stukam o klawiaturę. Tak głośno, jak dziecko stukające o starą maszynę do pisania. Dziecko Rosemary. Zapisuje wspomnienia. Listy. Zapiski. Fragmenty. Podsumowując. Słucham. Słucham właśnie najnowszego albumu Saschy Ringa dobrze znanego wszystkim jako Apparat. Krieg und Frieden (Music for Theatre)  będący muzyczną ilustracją do sztuki teatralnej na podstawie Wojny i Pokoju Lwa Tołstoja. Teatr miesza mi się z rzeczywistością. Jakbym unosił się gdzieś czerwonym balonem. Daleko. Dalej. Na jakiś bliżej nieokreślony koniec. Pomimo pięknego końca wciąż żyję.

Festiwale mają swój początek i koniec. Tak jak wszystko inne, co nas dotyczy. Wczoraj zakończył się Ogólnopolski Festiwal Teatrów Niezależnych w Ostrowie Wielkopolskim. Jego czternasta edycja. Edycja zdecydowanie najlepsza. Bogata w różne duchy, bogata i w formę. Niestroniąca od tematów, które tak aktualne. Tak nasze. Przez swoje liczne wydarzenia pokazujący, jaki stosunek do sztuki mają mieszkańcy tłumnie nawiedzający zarówno Synagogę jak i OCK. Czasem bulwersujący programem. Czasem poruszający. Co najważniejsze to była edycja, w której pomiędzy kolejnymi spektaklami, między ciszą, a ciszą unosił się dialog. Dialog z widzem. Odważny dialog.

Niestety odwagi zabrakło w werdykcie jury, które jakby przerażone uciekło. Nagradzając tym samym mało wyróżniające się przedstawienia. Uciekało. Ciągle uciekało. Uciec nie mogło. W drewniane ławki uciekało. Z naszej klasy uciekało. Klasy, która zamiast edukować, tylko odtwarzają to, co konieczne, poprawne politycznie. Wszystko takie zachowawcze. Mdłe. Niejakie. Taki kogel-mogel. I choć z pewnością nie można odmówić nagrodzonemu Grand Prix spektaklowi Błazen Pana Boga ani dobrej reżyserii, ani warsztatu aktorom, to jednak nie tak powinien wyglądać najlepszy offowy spektakl 2013 roku. Zwycięski spektakl Stowarzyszenia Teatralnego Badów, nie podąża za światem, nie jest ani tym, czym była w zeszłym roku Złota Palma w Cannes dla filmu Michaela Haneke Amour, ani też tym, czym była nagroda dla Nietoperza w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego na minionych właśnie Kaliskich Spotkaniach Teatralnych.

Jurorzy prawdopodobnie nie zrozumieli znaczenia słowa niezależność… Nagrodzono stroniące od dialogu spektakle, które w dodatku prezentowane były przez najbardziej profesjonalnych twórców. Brak odwagi. Biała flaga. Biała armia.

Zaskoczyła mnie wypowiedź jednego z jurorów, który w wywiadzie tuż po zakończeniu gali wręczania nagród powiedział, iż celem jury i ich oceny nie było szukanie kontrowersji. Dziwne? Odrzucanie tematów, formy, która bulwersuje, daje do myślenia. To tak, jakby nie podejmowali dialogu z tym, co dzisiaj jest wśród nas. Aktualne. Spychając to wszystko do przysłowiowej szafy, z której boimy się wyjść. My ludzie. Ludzie o różnej wrażliwości i tożsamości. Zagubieni w kosmosie. Star Wars. Zamiatanie tego, co aktualne, ważne starą, słomianą miotłą w kąt. Kurz się kurzy! Kurz jest zły! Zamykając sobie, a przy okazji tym, którzy wciąż błądzą, klapki na oczach. Czarne, szorstkie klapki. Przekuwające nam oczy. Dziobiące jak kruki. Ptaki. Z góry zakładając panujący pokój na świecie wywołują jeszcze większą wojnę.

Ale na szczęście o gustach i guścikach się nie dyskutuje. Publiczność nie zawiodła. Same teatry tym bardziej. O teatrach się rozmawiało, dyskutowało. Wrzało jak na prawdziwej wojnie. Jak mawiał kiedyś Gustaw Holoubek, jeśli dwóch ludzi rozmawia, a reszta słucha ich rozmowy, to już jest teatr. Tego teatru na festiwalu było najwięcej. Wystarczyło go dla wszystkich. Małych. Dużych. Kolorowych. Wystarczy przynajmniej do kolejnej, jubileuszowej edycji. 

Jacek