CIAŁO KOBIETY – MŁOT

Są kobiety pistolety. Karabiny maszynowe. Są i kury. Kury Nioski. Różnokolorowe. Tęczowe. Niemieckie. Polskie. Wielkopolskie. I Madonny. Święte. Obce. Tak zupełnie nam obce. Wkładające krzyże między piersi. Między nogi. Mocno je ściskające! Są i takie i też takie. Takie to, a takie. Kobiety mężczyźni. Mężczyźni kobiety. Kobiety walczące o przetrwanie w swoim własnym, nie do końca poukładanym świecie. Matki, żony i kochanki. Kobiety torebki. Meblościanki. Kobiety zmagające się z własnym ciałem. Zmagające się z własną, zagubioną w czasoprzestrzeni tożsamością. Wbijające się w nasze męskie, sflaczałe ciała ostrymi szponami. Krzyczące! Gryzące! Wołające o pomoc. Takie mniej milczące. Pytające. Ostro pytające! Cwaniary. Who’s that lipstick on the glass?

Kobieta. Bohaterka pierwszego spektaklu. Monodram Wyjścia Teatru Studio Czyczkowy w wykonaniu Aleksandry Kugacz został zainspirowany twórczością noblistki Herty Muller. Mocny, zaangażowany politycznie tekst, dobrze zagrany portret kobiety zmagającej się zarówno z demonami przeszłości jak i teraźniejszości, które atakują wewnętrzny spokój. Rumunia czasów reżimu miesza się z zapiskami z dzieciństwa spędzonego na niemieckiej wsi. Zachwiany spokój, i ból piętnujący non stop naszą wolność. Ciekawy, przede wszystkim odważny teatr.

Mocno nużył natomiast znany i doceniany przez ostrowską publiczność Teatr Ecce Homo. W spektaklu Barbarzyńcy przyszli twórcy sięgnęli tym razem do tekstu jednego z najlepszych polskich pisarzy, do dramatu Noc Andrzeja Stasiuka. Niestety nie do końca sobie z nim radząc. Spektakl ten po prostu nie bawi. Jednak to, co w tym genialnym tekście, jak i całej twórczości Stasiuka najlepsze to język, zabawa nim. Nieważne czasami co chce nam przekazać, ważne, jak on to robi. Zabawa językiem. Któż z nas tego nie lubi? Oj nie wierzę! No każdy! Do tego ten język ostry! Soczysty jest! Zaglądający w głąb nas. Naciskający. Tylko, że tego w tym spektaklu zabrakło. Nie ma dowcipu, dystansu i konkretu. Jest szkolna farsa, aktorzy niewychodzący gdzieś poza tekst, poza rolę. Stawiają przed nami szklaną ścianę. Różową kulę. To wszystko takie jakieś, nie takie. Obdarte ze Stasiuka. Jakby szyte grubymi nićmi. Szyte tak mocno, tak ciasno jakby chciano nas udusić. Pod samą szyję szyte. O tak! Po usta, kneblując je i unieruchamiając nam języki. Szyte. Przeszyte. Nie za to kocham Stasiuka! Nie za to cenie Ecce Homo!

Caryl Swift. Kobieta. Aktorka. Na scenie pojawia się jako odtwórczyni głównej roli w monodramie Matka Mejra i jej dzieci Teatru Rondo ze Słupska. To mocny tekst, doskonale napisany przez Swift. Opowiadający o matce zmarłych dzieci, muzułmance, heroicznie walczącej o prawa dla zmarłych (powtarza się i razi „zmarłych”). Kobiecie, która poświęca wszystko walce o sprawiedliwość wobec niewinnych ofiar. Niestety Swfit gubi się nieco w samej grze, pomimo mocnego wejścia i przeżycia, które szczególnie po zakończeniu można było zauważyć, to aktorka momentami za mocno skupiała się na poprawnym wypowiadaniu słów, akcentując je w nieznośny sposób. I nie chodzi tu o to, że słowa były momentami niezrozumiałe, tu bardziej raziła poza Swift zmagającej się bardziej z językiem, niż z demonami siedzącymi tak blisko.

Oddech szczura na naszych plecach. Czujesz? Dyszy. Sapie. Owija nas dookoła swoim śliskim, cienkim ogonkiem. Explosion! Trach! Kim ja jestem? Kim? Ja? Jestem? Spektakl w wykonaniu Marty Streker Set of Structures zachwyca! Paraliżuje nasze nagie, spięte ciała. Podgryza nas jak oddech szczura. Stworzony na podstawie tekstów zespołu Maanam oraz baśni o Czerwonym Kapturku stawia nam, wydawałoby się, proste pytania. Ale prostych pytań nie ma. Odpowiedzi tym bardziej. Oto kobieta. Oto mężczyzna. Kobieta ma piersi. Kobieta ich nie obcina! Kobieta jest kobietą. Mężczyzna jest mężczyzną… Stop! A co jeśli ja czuje inaczej? Bohaterka spektaklu ciągle walczy, pokonuje przeszkody, jest poddana próbie. Budzi się ze snu i wrzucona na głęboką wodę stara siebie zrozumieć, poznać swoją każdą część ciała. Tylko czy aby na pewno każda część należy do niej? Do nas? Marta Streker w niezwykle dojrzały sposób wchodzi w kolejne emocje imponując swoim warsztatem i świadomością postaci, z którą widzowie idą tak bezwarunkowo i z taką empatią. Szuka. Puka. Ciało kobiety – młot. Jest zarówno świetna wokalnie, jak i świetnie poprowadzona przez reżyserkę Teresę Kowalik. Tutaj nic nie szwankuje, ogląda się to na jednym oddechu. Oddechu szczura. Ten spektakl mógłby być wizytówką, kwintesencją teatru niezależnego. Zbliżając się pomału do perfekcji!

Na początku był Żyd! Żyd! Nie bójmy się tego słowa. Żyd. Dopiero potem było słowo. Potem wybuchły wojny. Parady równości. Sierocińce na Woli i na Pradze. Warszawscy dresiarze bezmyślnie mażący po murach, jak dzieci kredkami w przedszkolu. I rysują. Ciągle rysują. Mażąc tak całą Warszawę! Całą tak Polskę mażą! Świat! Teatr CST z Cieszyna kończy festiwal. Stając się ostatnim prezentowanym w konkursie spektaklem. I trzeba to powiedzieć wprost. Wychodzi z tego obronną ręką. Z dumnie uniesioną żydowską głową. Roztańczoną. Uśmiechniętą. Od ucha do ucha. Spektakl Szemiel opowiada o ciągłej wędrówce, notabene do tej pomazanej, tęczowej jakieś Warszawy. Żyd wędruje do Warszawy, to już zahacza o kontrowersję, bulwersuje. Żyd ma marzenie. Marzy o czymś, co takie nieosiągalne, nienamacalne. Ale przez to tak pięknie konstruujące nasze życie, dając nam poczucie istnienia. Spektakl został zbudowany z niezwykle plastycznych i przemyślanych scen. Bawiąc i wzruszając na przemian. Obrazków, które czarują. Szczególnie scena ze świeczkami w drewnianych ramkach, symbolizująca przybycie Szemiela do miasteczka. Były tańce! Okrzyki! I wszędzie, wszędzie mieniące się żydowskie ręce. Ciągle w ruchu, ciągle nam coś mówiące. Żyd. Szemiel oznacza wyjątkowego pechowca. Teatr z Cieszyna pomaga zmienić jego oblicze. Żydzi są po prostu fajni! Tęsknie za żydem. Już tęsknie za tym festiwalem.

Jacek