KALISZ – OSTRÓW, CZYLI TEATRALNE ROZDWOJENIE WIDOWNI

Przywykliśmy już, że co roku w maju otrzymujemy uderzeniową dawkę teatralnych spektakli i to przeważnie w dwóch biegunowo różnych formułach. Pierwsze dni majówki należały zwykle do Kaliskich Spotkań Teatralnych (które w tym roku odbędą się już po raz 56.), a w połowie miesiąca ostrowska synagoga oraz sceny OCK gościły artystów w ramach Ogólnopolskiego Festiwalu Teatrów Niezależnych. Zdarza się niestety i tak, że obie imprezy raczą się dublować, stawiając swych potencjalnych widzów przed koniecznością irytującego wyboru.

Tegoroczna odsłona obu festiwali wypada niestety w tym samym czasie, zatem spora grupa miłośników teatru stanie przed dylematem, który trudno rozstrzygnąć jednoznacznie, odgórnie i zbiorowo. Oba wydarzenia do tego stopnia różnią się co do idei i charakteru, że również wartościujące porównania zdecydowanie mijają się z celem. Każdy musi w takim momencie odpowiedzieć sobie na podstawowe pytanie: czego oczekuje od teatru, jakich poszukuje w nim treści, jakich konwencji i jakiego typu dialogu ze światem.

Tradycja, kunszt i komercja

Bezsprzecznie imprezą popularniejszą, o nieporównanie dłuższej tradycji są Kaliskie Spotkania Teatralne dookreślane jako festiwal sztuki aktorskiej. Na scenie Teatru im. Wojciecha Bogusławskiego pojawili się chyba wszyscy najważniejsi współcześni aktorzy, łącznie z nieżyjącymi już gwiazdami tej miary co Tadeusz Łomnicki, Gustaw Holoubek czy Zbigniew Zapasiewicz. I choć od czasu do czasu daje się posłyszeć utyskiwania na zbyt komercyjny charakter festiwalu, to nie sposób nie docenić faktu, że mogliśmy dzięki niemu (i możemy nadal) oglądać co roku zestaw ważnych i często głośnych przedstawień prezentowanych na scenach całego kraju. Zatem nawet jeśli przyjmiemy, iż sporą część publiczności stanowią osoby, które przyszły obejrzeć z bliska znane ze szklanego ekranu twarze, to przyznać należy, że to zazwyczaj aktorstwo najwyższej próby. Zdarzają się wręcz popisowe role, z którymi później przez długie lata kojarzymy dane nazwisko.

Widzieliśmy w ramach festiwalu również przełomowe spektakle, które na trwałe wpisały się w historię polskiego teatru. Dość wspomnieć słynną Antygonę Andrzeja Wajdy, Opis obyczajów Mikołaja Grabowskiego czy osławiony Kalkwerk Krystiana Lupy. A to przecież zaledwie ułamek tego, co zaprezentowano podczas minionych 55 edycji KST.

Festiwal tego rodzaju to oczywiście również wydarzenie natury towarzyskiej. W Kaliszu wypadało bywać, przynajmniej na najgłośniejszych przedstawieniach i fakt ten z czasem zaczął teatralnym zmaganiom nieco szkodzić. Wielu postrzegało KST jako imprezę snobistyczną, w której kolejne spektakle to ledwie zbiór pretekstów do licznych form autoprezentacji w foyer. To, rzecz jasna opinie skrajnie niesprawiedliwe, nawet jeśli uznamy obecność pierwiastka komercyjnego jako jednego z elementów składowych festiwalowej atmosfery. Ostatecznie bowiem wszyscy, którzy pragną obejrzeć przedstawienia najważniejszych polskich teatrów, a przy tym cenią sobie pełen profesjonalizm, bogate zaplecze techniczne (nieosiągalne dla teatrów niezależnych) i rzeczywistość sceniczną wykreowaną lege artis, rzadko mają powody do narzekań. To ciągle istotny punkt na liście wydarzeń teatralnych każdego sezonu i okazja do podziwiania kunsztu aktorskiego, który zwykle pojawia się jako pierwsze skojarzenie – czytelny emblemat Kaliskich Spotkań Teatralnych.

 

Awangarda, niezależność, młodość

Nie powinno się, rzecz jasna dzielić teatralnej publiczności wedle kryteriów metrykalnych czy zgodnie z poetyką preferowanych przedstawień. Podział taki zawsze będzie nieznośnie sztuczny i upraszczający. Trudno jednak nie zauważyć, że w zestawieniu z KST średnia wieku widzów Ogólnopolskiego Festiwalu Teatrów Niezależnych radykalnie się obniża, gotowość do przyjęcia scenicznych eksperymentów gwałtownie wzrasta i tylko poziom artystyczny uznać można za porównywalny. Co oczywiste, powyższa uwaga nie ma w żadnej mierze charakteru wartościującego, a jedynie wskazuje na najbardziej charakterystyczny rys ostrowskiej imprezy.

Zdecydowanie istotniejsze wydają się, rzecz jasna, kwestie repertuarowe i sama idea zjawiska, które od kilkunastu już lat stanowi jedną z najcenniejszych propozycji kulturalnych w naszym mieście. Organizatorzy od samego początku stawiają na różnorodność formalną, a kwalifikując spektakle do konkursu, kierują się w pierwszej kolejności, oprócz oczywistych walorów artystycznych, stopniem niezależności od oficjalnego repertuaru zawodowych teatrów stacjonarnych. Wypada wszakże (dla niewtajemniczonych) uczynić w tym miejscu zastrzeżenie, iż profesjonalne przygotowanie do aktorstwa, nie stanowi tu (bo stanowić nie ma prawa) żadnej przeszkody. Rzecz bowiem w tym, że tradycyjnie rozumiane kategorie zawodowstwa i amatorstwa zostają na czas festiwalu po prostu zawieszone.  Nagradza sią przede wszystkim spektakle jako kompletne formy scenicznej ekspresji, a pojedyncze nagrody aktorskie nie są regułą i stanowią dopełnienie zespołowych wyróżnień.
Oprócz swej łatwo rozpoznawalnej marki OFTeN wabi również specyficzną atmosferą, daleką od typowej teatralnej celebracji. Znacznie mniej tu reguł organizujących widownię a więcej spontaniczności i swobody, które tworzą na czas festiwalu rodzaj „wędrownej” społeczności odbiorców przemieszczających się między umieszczonymi w różnych budynkach scenami. W gromadzie tej ze zwykłymi widzami mieszają się na równych prawach jurorzy i aktorzy, udowadniając tym samym, że elitarność teatru nie jest kwestią konwencjonalnych zachowań, strojów czy rytualnych gestów. Jej rdzeniem musi być sztuka, której nie przyćmiewa blichtr z foyer.

 

Reguły i wyjątki

Myliłby się jednak ten, który podzieliłby sobie kalisko-ostrowskie życie teatralne wg prostej reguły: KST to tradycyjnie, rzetelnie i „po bożemu” podana klasyka, a OFTeN awangarda, eksperyment i nowe horyzonty. W pierwszym przypadku zdarzają się niemal co roku spektakle wnoszące do świątyni sztuki świeży powiew, ożywiające dyskusję na temat roli, zadań i granic teatru. W drugim natomiast trafiają się przedstawienia zupełnie konwencjonalne, dalekie od radykalnych konceptów i stawiające na pełną klarowność przekazu (często ograniczające z definicji liczbę ścieżek interpretacyjnych). Warto z całą mocą podkreślić, że w obu wypadkach mówimy o festiwalach ze wszech miar atrakcyjnych artystycznie, bez względu na to, jaki typ przedstawień decyduje o powszechnym odbiorze każdego z przeglądów.

 

Cena czyni widza

Ekonomiczny wymiar kultury jest zawsze tematem dość kłopotliwym, bo w końcu nie mamy tu do czynienia (a przynajmniej ciągle chcemy jeszcze w to wierzyć) z typową działalnością biznesową. Nie sposób wszakże przemilczeć faktu, że organizatorzy Ogólnopolskiego Festiwalu Teatrów Niezależnych przez długie lata balansowali nie tyle na granicy opłacalności, co wypłacalności. Skromne dotacje (zwłaszcza w porównaniu z inną majową imprezą, której nazwę najlepiej litościwie przemilczeć) i ograniczone wsparcie sponsorów zaledwie pozwalały się imprezie zbilansować. O dalekowzroczności i misyjności przedsięwzięcia świadczyło w tej sytuacji utrzymywanie wyjątkowo niskiej ceny biletów. Zwykle stanowiła ona ok. jednej dziesiątej przeciętnej kwoty, jaką trzeba było wygospodarować na pojedyncze przedstawienie w ramach KST. Zdarzały się nawet takie spektakle, na które zapraszano grupy młodzieży zupełnie bezpłatnie. Tym sposobem OFTeN ma już dziś własną (samodzielnie wychowaną i ukształtowaną) widownię, która na pewno nie będzie miała kłopotu z wyborem między kaliskim a ostrowskim festiwalem.

Cokolwiek zatem mówić będziemy o finansowej stronie teatralnych projektów, przyznać wypada, że inwestycja w widza opłaca się podwójnie. Po pierwsze zaszczepia bakcyla teatru (i jest to efekt w pełni spodziewany), po drugie zaś tworzy odbiorcę świadomego, wolnego od snobistycznych zachowań.

 

Suplement

Ranga obu opisywanych tu festiwali jest obecnie tak duża, że przyćmić może wszelkie poboczne inicjatywy i przedsięwzięcia o mniejszym ciężarze gatunkowym. Na takie niebezpieczeństwo narażona jest w tym roku Noc w teatrze organizowana przez Ostrowskie Centrum Kultury. Co gorsza, zachodzi tu dodatkowa komplikacja w postaci pokrycia się terminu imprezy z pierwszymi dniami KST.

Do tej pory rozdarcie wewnętrzne było domeną bohaterów odgrywanych dramatów. W tym roku, jak można przypuszczać, stanie się ono również udziałem niejednego teatromana. Ostatecznie to też sposób wywołania empatii.

 

Autor: Tomasz Gruchot

 

Tekst ukazał się 29 kwietnia 2016 r. na portalu Fakty Ostrowskie: www.faktyostrowskie.pl

Źródło: http://www.faktyostrowskie.pl/polityka/opinie/944-kalisz-ostrow-czyli-teatralne-rozdwojenie-widowni