OFTeN, CZYLI POCHWAŁA AUTONOMII

Ogólnopolski Festiwal Teatrów Niezależnych to bezsprzecznie jedno z najważniejszych cyklicznych wydarzeń w kulturalnym kalendarzu miasta i jest dziś raczej mało prawdopodobne, by ktokolwiek próbował ten fakt zanegować. Wierna publiczność, ogólnopolska marka i siedemnastoletnia tradycja to wartości, których trudno nie dostrzec i z których trudno zrezygnować, jeśli myśli się perspektywicznie o kształtowaniu trwałego wizerunku Ostrowa jako regionalnej stolicy kultury. Trudność jednak pojawia się wówczas, gdy zapytamy festiwalową publiczność o to, co stanowi o wyjątkowości imprezy i jej magnetycznym oddziaływaniu na kolejne pokolenia teatromanów. Odpowiedzi w takich wypadkach okazują się raczej westchnieniami wyrażającymi zachwyt, jako że zjawisko w swym charakterze wymyka się prostym definicjom i analizom czynionym na gorąco.

Oczywiście, publiczność nie ma obowiązku tłumaczyć się ze swego uwielbienia. Może to nawet i lepiej, że w większości nie próbuje go sobie zracjonalizować i opisać, bo skupia się tym samym na bezpośrednim doświadczaniu sztuki i maksymalnie zintensyfikowanych doznaniach. Z drugiej jednak strony, niepodjęcie próby zdefiniowania zjawiska, jakim jest OFTeN, oznaczałoby nie tylko kapitulację, ale nade wszystko karygodne zaniedbanie.

Kluczowym słowem, pozwalającym się zbliżyć do fenomenu festiwalu jako całości, wydaje się autonomia. To ona właśnie stanowi podstawowy komponent każdego z elementów składowych zdarzenia. Liczba tych elementów z kolei zależy od tego, jak detalicznie przyglądać się będziemy kolejnym aspektom imprezy.


Autonomia festiwalu

Nazwa festiwalu, co udowodniono dobitnie w minionych latach, nie ma w sobie cienia fałszu. Niezależność wpisana została bowiem tak głęboko w istotę zjawiska, że stanowi dlań odpowiednik kodu genetycznego. A warto pamiętać, że niezależni twórcy nie mieliby szans na nieskrępowaną sceniczną ekspresję podczas imprezy uzależnionej programowo od czynników zewnętrznych, schlebiającej gustom władz i sponsorów. Trudno też wyobrazić sobie ingerencję cenzury czy jakąkolwiek presję środowiskową, która może zapewniłaby większy rozgłos, ale byłby on daleki treści stanowiących intelektualną i artystyczną wartość festiwalu.

Autonomia nie jest jednak darem, została wypracowana przez lata, często wbrew przeciwnościom, które innych zniechęciłyby już na wstępie. Wszyscy, którzy pamiętają początki festiwalu, wiedzą doskonale, że było to przedsięwzięcie niskobudżetowe (do dziś zresztą jest to chyba najtańszy tej rangi przegląd teatrów), a na dodatek wymagające iście ekwilibrystycznych popisów w poruszaniu się po urzędach i instytucjach pozwalających na tę okazję udostępnić dla widowni niszczejącą synagogę. Festiwal z roku na rok rósł w siłę, ale skoki nie były gwałtowne, bowiem utrzymanie imprezy w przestrzeni pozainstytucjonalnej stanowiło zadanie priorytetowe, a wszyscy ewentualni donatorzy musieli fakt ten uszanować. Taka postawa opłaciła się w dwójnasób. Po pierwsze, poziom artystyczny, jaki prezentowali uczestnicy przeglądu, był już w pewnym momencie na tyle wysoki, że to miastu oraz instytucjom zaczęło zależeć na ciągłości imprezy, a zatem bez sprzeciwu godzono się na programową niezależność. Po drugie, zgromadzili się wokół przedsięwzięcia ludzie, gotowi tej niezależności bronić na różnych frontach – od urzędów po wirtualne fora dyskusyjne. Autonomia zdarzenia stała się jego marką, a jednocześnie wartością dodaną do zewnętrznego wizerunku miasta.


Autonomia sztuki

Wszyscy doskonale zdają sobie sprawę, że sztuce nie wolno nakładać kagańca, gdyż prędzej czy później i tak się z niego uwolni, a na dodatek może dotkliwie pokąsać cenzorów. OFTeN to od samego początku miejsce dialogu bez tabu, bez jakichkolwiek prób blokowania lub okrawania przekazu. Wiele spośród spektakli – gdyby pokazać je w innych okolicznościach – wywołałoby zapewne mniej lub bardziej spektakularne skandale. Wiadomo bowiem, że kultura ma swoich odbiorców i obserwatorów. Ci ostatni przyglądają się uważnie, co może ich obrazić, ugodzić w przekonania polityczne lub religijne, bądź zagrozić kołtuńskiemu poczuciu moralności. Szczęśliwie ostrowski festiwal nie ma w swej historii burzliwych starć z kołtunerią, ponieważ od zarania przyciąga odbiorców i skutecznie odgradza się od zawistnych obserwatorów. A sztuka dzięki temu zyskuje nieskrępowane pole do działania i najbardziej nawet śmiałych eksperymentów scenicznych.


Autonomia miejsca

Jak wiadomo, ostrowska synagoga dopiero od niedawna może zaoferować „cywilizowane” warunki zarówno dla artystów, jak i dla widzów. Wielu stałych bywalców festiwalu długo nie potrafiło się przestawić na odbiór spektakli w niemal sterylnym wnętrzu, odartym z tajemniczości i tej wyjątkowości, jaką stanowiła możliwość odwiedzania opuszczonej świątyni jedynie podczas tych kilku majowych dni. Dochodziła do tego duża swoboda w aranżacji przestrzeni, ograniczana jedynie możliwościami technicznymi i niekiedy wymogami bezpieczeństwa. O sposobach wykorzystania opuszczonych wnętrz i zaskakujących pomysłach scenograficznych można by stworzyć osobne studium, najważniejszy wydaje się wszakże fakt, iż przybywający do Ostrowa artyści w żaden sposób nie czuli się skrępowani zastanymi warunkami. Przeciwnie – wielokrotnie przyznawali, że miejsce zainspirowało ich do wprowadzenia nowych elementów spektaklu.


Autonomia aktora

Wiele spośród przedstawień, które zapadły przez lata w zbiorową pamięć festiwalowej publiczności, zaistniało także dzięki niezapomnianym kreacjom aktorskim, choć jakże dalekim w swej koncepcji od gwiazdorskich popisów w teatrach stacjonarnych. Na ostrowskiej scenie bowiem nie schlebia się publiczności, nie funduje się tanich teatralnych fajerwerków. Co wszakże najważniejsze, to fakt, iż publiczność taką postawę rozumie i docenia, nie oczekuje umizgów, lecz rzetelnego partnera dialogu, nawet jeśli okazuje się intelektualnym dręczycielem bądź prowokatorem. Dlatego podczas festiwalu niezmiennie w cenie pozostaje wszystko to, na co nie mogą sobie pozwolić teatry zawodowo wabiące widzów. W hierarchii wyżej stoi tu aktor poszukujący (niekoniecznie zawodowy) niż mistrzowie autokreacji uzależnieni od entuzjastycznych reakcji wielbiącego ich tłumu.


Autonomia widowni

Widz teatralny jest zwykle traktowany nieco poważniej niż większość kinowych zjadaczy popcornu, ale – jak wiemy – te różnice zaczynają się stopniowo zacierać. Pesymiści powiadają wręcz, że w ostatnich latach to właśnie kina zaczynają częściej fundować ambitny repertuar, a teatry (często po to, by w ogóle przetrwać) grywają lekkie, łatwe i przyjemne przedstawienia udekorowane znanymi z ekranu twarzami. Nie próbując wszakże rozstrzygnąć, gdzie tym razem leży prawda, wypada znów wskazać na OFTeN jako sferę zupełnie wolną od powyższych dywagacji. Widzowie festiwalu nigdy nie byli szczególnie kuszeni, nie atakowano ich krzykliwymi kampaniami promocyjnymi, wręcz izolowano od wszelkich pozaartystycznych bodźców. Oferowano za to szansę udziału (i to na równych prawach) w otwartych dyskusjach z jurorami i twórcami spektakli. Tym sposobem zrodziła się publiczność świadoma, inteligentna, krytyczna i odporna na płytkie zewnętrzne sugestie – jednym słowem, niezależna (jak na tego typu festiwal przystało).


Autonomia antynomii

Ci, którzy przyglądają się ostrowskiemu przeglądowi z zewnątrz, nie znając historii festiwalu i etapów kształtowania się całościowego wizerunku zjawiska, mają prawo do zdziwienia. Bo przecież wg wszelkich prawideł rządzących tego rodzaju przedsięwzięciami OFTeN nie powinien się udać, a już na pewno nie na taką skalę. Budżet więcej niż skromny, za to nagrody całkiem godne (i niezmiennie najtańsze w Europie bilety); repertuar coraz ambitniejszy, a mimo to publiczność coraz bardziej liczna i im rzadziej pouczana, tym mądrzejsza i uważniejsza. Przy tym rozgłos medialny zaledwie umiarkowany, a każda informacja dotycząca festiwalu rozchodzi się lotem błyskawicy (i działo się tak na długo przed erą mediów społecznościowych). Dodajmy jeszcze, nie ma tu również śladu przerostów organizacyjnych. Przeciwnie, można odnieść wrażenie, że wszystko odbywa się spontanicznie, w atmosferze niezobowiązującego spotkania miłośników teatru, a sami organizatorzy chętnie wtapiają się w tłum, pozwalając, by swobodny żywioł festiwalowy zdominował na kilka dni fragment miasta. Autonomia bowiem nie boi się antynomii ani pozornych znamion chaosu, potrafi stworzyć takie jakości, których nie wykreuje żadna (choćby najlepiej zorganizowana) struktura hierarchiczna. Ogólnopolski Festiwal Teatrów Niezależnych jest tego coraz bardziej żywym dowodem.


Autor: Tomasz Gruchot


Tekst ukazał się 13 maja 2016 r. na portalu Fakty Ostrowskie: www.faktyostrowskie.pl

Źródło: http://www.faktyostrowskie.pl/fakty-kulturalne/fakty-z-rekomendacja/967-often-czyli-pochwala-autonomii